08 lipca 2025

Porwali...

 



Była sobie skała. Za jakiś czas, za drobne setki milionów lat, miała się znaleźć w miejscu, gdzie dziś jest Polska.

Skała jak to skała, cierpliwa była, milion lat tu, parę milionów tam... trochę się pokruszyła, jakaś woda płynąca i falująca przemieliła te okruchy, potem znowu wiatr dołożył swoje. Mijał milion lat za milionem, dziesiątki milionów za dziesiątkami. Kontynenty sobie wędrowały a skała się kruszyła i kruszyła. Aż w końcu powstał piasek. I tak wiem, że piasek to też rodzaj skały, ropa naftowa zresztą też. 

Piasek sobie po prostu był. Niestety nie miał kto budować z niego zamków czy babek... no chyba że jakiś wyjątkowo sprytny dinozaur wpadłby na taki pomysł. Tylko, że ich łapki niekoniecznie się do tego nadawały.

A swoją drogą czy znacie książkę Marcina Ryszkiewicza "Mieszkańcy światów alternatywnych"? Autor rozważa co by było, gdyby dinozaury nie wyginęły. I nie, nie jest to science fiction czy jakaś baśniowość świata. Autor rozważa te zagadnienia z punktu widzenia nauk przyrodniczych. 

Nasz piasek znalazł się w końcu na dnie płytkiego morza, zupełnie niedawno, jakieś 80 milionów lat do tyłu. I całkiem sporo się go tam nagromadziło. Morze jak to morze, było i nie ma, choć trzeba było poczekać na to parę milionów lat, a piasek... piasek się posklejał i powstała sobie nowa jakość, nowa skała piaskowcem przez geologów zwana. 

Mijały kolejne miliony lat, Ziemia się dalej zmieniała, kontynenty (nie muszę dodawać, że wyglądające inaczej niż dzisiejsze?) przesuwały się ze swoim powolnym uporem, tam się zderzyły, tu coś wypiętrzyły. I gdzieś 30 milionów lat temu zaczęły w naszym rejonie powstawać wulkany. Wrząca magma torowała sobie drogę na zewnątrz, powstawały stożki, kratery... 

Aż tu nagle w swej ognistej drodze na powierzchnię, trafiła na pokłady naszego piaskowca. Nie był on dla niej wielką przeszkodą. Przeszła przez niego jak dzik przez kukurydzę ale... zabrała przy okazji drobne pamiątki. 

Widać je do dziś. Te niewielkie białe plamki to są właśnie kawałki piaskowca które dążąca na powierzchnię magma zabrała ze sobą. Można powiedzieć przyczepiły się do niej jak rzepy do dziczej sierści.  Takie właśnie wyrwane ze swojej pierwotnej lokalizacji kawałki skał, geolodzy nazywają porwakami albo ksenolitami - bo wszystko na świecie musi mieć przecież swoją mądrą nazwę.

Wulkan, przez który magma wypływała jakieś 20 czy 30 milionów lat temu, już nie istnieje. Rozpadł się... ze starości. Pozostało po nim trochę twardych skał, które kiedyś zastygły w jego kominie. Resztę pokonały czas i erozja. Skały te, razem z porwanymi przez nie porwakami, dziś leżą sobie na powierzchni ziemi, niedaleko zamku Lenno koło Wlenia, skądinąd jednego z najstarszych zamków w Polsce. Pierwsze murowane budowle powstały już w 1160 roku, zaś drewniany gródek był tu jeszcze wcześniej. 


Na zamku czy właściwie pod zamkiem możemy znaleźć jeszcze jedną geologiczną ciekawostkę. W kilku miejscach, między innymi pod wieżą, trafimy na skały o dziwnym okrągłym kształcie. Jest to lawa poduszkowa, która powstaje w wyniku podwodnej erupcji. Wypływająca magma, spotykająca się z zimną wodą zastyga właśnie w takie kształty. Świadczy to, że kiedyś nie tylko były tu wulkany ale też w innym "kiedyś" było to dno pradawnego morza czy oceanu. Zimna woda powoduje szybkie schładzanie zewnętrznej warstwy, tworzy się jakby bąbel, pod ciśnieniem napływającej lawy gdzieś pęka, tworzy się nowy bąbel i tak dalej... 
Jest unikat w Polce, bo lawy poduszkowe można spotkać zaledwie w kilku miejscach w naszym kraju ale ta koło Wlenia jest dla mnie najbardziej malownicza.   



W szeroko pojętej okolicy Wlenia można znaleźć więcej śladów po dawnych wulkanach. Jest Ostrzyca nazywana polską Fujijamą, Organy Wielisławskie, Małe Organy Myśliborskie i wiele innych. O Wielisławce napisałem kilka lat temu małą opowieść. Można ją znaleźć TU

I jeszcze na koniec, ruchy górotwórcze to nie jest coś, co było kiedyś i uczymy się o tym jedynie na lekcjach geografii. Ruchy górotwórcze cały czas trwają. Karkonosze dziś wypiętrzają się w tempie około 1,5 mm na rok! To znaczy, ze jeśli pojedziecie tam z rodzicami jako mały berbeć a potem wpadniecie na ten sam szczyt jako dorosły człowiek, może być on już wyższy o kilka centymetrów. 
Afryka właśnie pęka na pół. W 2005 na pustyni w Etiopii pojawiła się rysa. Ma ona dziś kilkadziesiąt kilometrów długości. Tempo tego pękania jest jak na zjawiska geologiczne bardzo szybkie, miejscami nawet 2,5 cm rocznie. Kiedyś powstanie tu nowe morze i nowy kontynent. W sumie niedługo, wystarczy poczekać kilka milionów lat... choć według niektórych geologicznych analiz może wystarczyć i jeden milion. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz