30 sierpnia 2019

Mewy srebrzyste - męki rodzicielstwa...







Gdzieś nad polskim morzem, zdarzyć się mogło to gdziekolwiek, łaziły sobie po plaży mewy. Głównie mewy srebrzyste ale było też trochę siwych i śmieszek. Oczywiście mewy srebrzyste, jak zwykle robiły najwięcej zamieszania. Największe i najgłośniej krzyczące. Słychać je było nawet kilkaset metrów od brzegu. Głosy ich pewnie znacie, choć nie wiecie, że znacie. W każdym filmie, którego akcja dzieje się nad morzem, słychać je w tle.

Nad samym brzegiem było sporo tegorocznych młodych i trochę dorosłych ptaków. I praktycznie się nie bały ludzi, plątały się pod nogami niczym miejskie gołębie. Złapałem aparat i zrobiłem kilka zdjęć. Takich zwyczajnych. Stoją sobie mewy, chodzą sobie mewy... Kilka ptaków miało obrączki, więc zrobiłem jeszcze im zdjęcia dokumentacyjne. Odczytam potem w domu i wyślę informację do Stacji Ornitologicznej. Przydadzą się im.

I nagle słyszę głos proszący mew. Jest bardzo charakterystyczny, takie jakby miauknięcia. I bardzo podobny u wszystkich gatunków, a przynajmniej u tych, które znam. Mewy siwe odzywają się tak samo, śmieszki - trochę bardziej piskliwie.

Obracam się i widzę jak tegoroczne młode biegają za... rodzicem. Na moje oko to samica. Młode, mające już co najmniej trzy miesiące, nie różniły się od dorosłych rozmiarami. Tylko upierzenie miały inne - szarobrązowe. Na białe będą musiały poczekać trzy czy cztery lata.

No i te dwa bachory, zamiast samemu czegoś sobie poszukać, biegały za matką i napraszały się wręcz namolnie. Pochylały się w proszącym geście i stukały dziobem w dziób, łapały za pióra... w którymś momencie złapały uciekającą samicę za ogon i przez chwilę jechały po piasku jak na nartach. A ona? Miałem wrażenie, że najchętniej spuściła by im porządny łomot. Odsuwała się, odbiegała kawałek,  raz nawet odleciała o kilka metrów. Nic to nie dało. Dorastające dzieci były nieugięte. Ale dzięki temu mam całą serię ciekawych zdjęć.

Fotografowanie skończyło się gdy jakiś pies przybyły ze spacerowiczami spłoszył ptaki. Ludzi wytrzymywały, psa już nie.

Tak na marginesie powiem, że czasami nie rozumiem ludzi. Wyobraźcie sobie sytuację. Leżę na piasku z aparatem i długim obiektywem. Ze trzy metry od wody. Po samym brzegu chodzi fotografowana mewa. I większość osób przechodzi prawie po mnie. Jedna rodzina przeszła tak blisko, że prawie obsypali mi piaskiem obiektyw... No nie wiem, ja bym kogoś takiego obszedł dookoła. Jeszcze lepsza sytuacja zdarzyła mi się wieczorem. Zmierzchało już, miałem rozstawiony statyw. Na nim aparat skierowany na morze i leżące w wodzie kamienie. Od brzegu jestem tuż, tuż. Już mam naciskać spust gdy nagle przed obiektyw wchodzi mi rodzina z dwójką małych dzieci. Wyciągają telefony i zaczynają strzelać sobie selfiki... i tak przez 10 minut? Złapałem za statyw, bo bałem się, że go przewrócą. Ledwie się między mną a tym brzegiem mieścili. I tak... w promieniu kilkudziesięciu metrów było praktycznie pusto... ni człowieka. Bezmyślność, głupota, złośliwość?

I wtedy przypominała mi się sytuacja z Francji. Robiłem zdjęcia na Montmartrze i przyszedł mi do głowy taki pomysł. Na drugim planie obrazy na straganach a na pierwszym idący spacerowicze. Dałem dłuższy czas by zaakcentować ich ruch - ludzie mieli być trochę rozmyci. I tu pojawił się problem. Bo co podnosiłem aparat do oka, to wszyscy stawali albo się wręcz się odsuwali bym mógł to zdjęcie zrobić. I jeszcze się do mnie uśmiechali. Ba... zatrzymywały się nawet samochody i kierowcy czekali aż skończę! Widać co kraj, to obyczaj.

Obiecywałem sobie kiedyś, że nic mnie już nie zdziwi... ale to jakoś nie działa.






Mamo... głodny jestem... jeeeeść... jeeeść!

Daj coś do jedzenia... no daj... no daj... no daj... 

I mnie też, i mnie też... 

No weź mamooo , jeść... jeść, jeść!

Będę grzecznym dzieckiem, nawet podrapie cię po brzuszku...

...o właśnie tak, zobacz!
Aaa...poszłyyyy baaaachoryryry - mama się trochę wkurzyła.

Mamo, mamo... nie ucieeeekaaaj!! Jeść nam się chce!!!