Pogoda była paskudna. Zachmurzyło się i zaczął siąpić wkurzający deszczyk. Nie pierwszy i nie ostatni tej chłodnej wiosny. Zastanawiałem się czy nie wracać ale droga była wąska więc jechałem dalej rozglądając się i szukając miejsc, które warto byłoby kiedyś skrzyżować z moim obiektywem. I wtedy na drodze zobaczyłem lisa!
Zahamowałem delikatnie i zapiąłem na aparat dłuższy obiektyw. Zrobiłem kilka zdjęć przez uchylone okno... lis się na mnie patrzył i w ogóle nie zareagował. Otworzyłem więc drzwi i wyszedłem z samochodu.
Lis mnie olał...
Robiąc kolejne zdjęcia zbliżałem się coraz bardziej...
Lis mnie nadal olewał...
W końcu nie zważając na deszcz i kałuże, położyłem się na ziemi w odległości ledwie paru metrów od niego.
Lis nadal mnie olewał...
Migawka aparatu trzaskała raz za razem.
Lis trochę posiedział ze smętną miną, popatrzył na mnie lekko zdziwiony. Potem wstał i zaczął buszować w wysokiej trawie. Nie miałem jak robić zdjęć, bo widziałem tylko poruszające się uszy. W pewnym momencie lis podskoczył lekko i... po chwili zobaczyłem zadowoloną choć mokrą mordę z nornikiem w zębach.
Kurczę no...
I nadal kompletnie mnie olewał.
Nie tylko on... deszcz również... coraz bardziej...
Przy takiej pogodzie można tylko siedzieć i wyglądać jak ostatnie nieszczęście. |
Chyba, że głód zmusi do działania. |
Wtedy trzeba się ruszyć i trochę rozejrzeć.... |
Dzięcioła pewnie nie upoluję... |
Więc popatrzmy czy nie ma czegoś na ziemi. Jeden celny sus w trawy i... |
... obiad złapany! I choć deszcz futro moczy to... |
...czasem trzeba się zatrzymać bo... takie jest życie. A przy okazji zobaczcie też koniecznie kogo spotkał na swej drodze Krzyś i jego Miś Detektyw: |