Wyspiański był jednak wizjonerem! Dlaczego tak myślę? Już wyjaśniam. Na wschodnim Roztoczu, tuż przy polsko-ukraińskiej granicy, leży sobie Horyniec Zdrój. Znana uzdrowiskowa miejscowość, słynna z siarczkowych źródeł, oraz dla niektórych - z tego, że mieszka tam Magda i Konrad. Legenda głosi, że przyjeżdżała tu w celach zdrowotnych Marysieńka Sobieska a nawet sam Jan III Marysieńkowy. Horyniec zresztą był wtedy nie na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, tylko niemal w jej centrum.
A w lasach tuż obok Horyńca jest miejsce, które mnie niezwykle zafrapowało. Nazywane przez niektórych Świątynią Słońca... a przez innych zespołem głazów narzutowych. Bardzo niewiele można na ten temat znaleźć informacji. Na starych, bardzo starych mapach pobliskie lasy bywały nazywane "Pod Swarzychą". Zaś Swaróg był jednym z ważniejszych słowiańskich bogów. Za jego symbol uważano koło z 8 lub 6 szprychami ,,symbolizujące płonący kołowrót czyli... słońce. Może zatem coś jest na rzeczy.
Więc jak już wylądowałem u przyjaciół w Horyńcu, to nieśmiało zaproponowałem:
- Hmmm. Pokażcie mi gdzie to jest?
I pojechaliśmy. Droga wiła się malowniczo przez pola, poznaczone tu i ówdzie kapliczkami. Na miejscu zastaliśmy nawet mały parking. Odchodziła od niego wąska dróżka i biegła w las. Po kilku minutach byliśmy na miejscu - na szczycie zalesionego dziś wzgórza. Między drzewami, na środku niewielkiej polany, leżał sobie charakterystyczny, znany mi dobrze ze zdjęć, dziurawy głaz. Mocno pochylony i wyglądający jak fotel czy tron. Obok dwie tablice informacyjne. Wyraźnie konkurencyjne. Jedna mówiąca o starożytnej Świątyni Słońca, druga o naturalnej formacji głazów narzutowych. Obchodząc całe wzgórze, znalazłem jeszcze kilka mniejszych kamieni.
![]() |
Miejsce miało niesamowity klimat. Jakoś tak odruchowo, rozmawiając, ściszałem głos. Oglądałem wszystko uważnie, szukając jakiegoś pomysłu na skomponowanie fotografii a potem rozstawiłem swój sprzęt i wziąłem się za pracę. Było już późne popołudnie i słońce pięknie przesiewało się przez liście.
![]() |
Skończyłem już praktycznie, gdy usłyszałem głosy - ktoś nadchodził ścieżką. Kilkoro turystów prowadzonych przez starszą kobietę. Wiem, że to nieładnie podsłuchiwać ale nadstawiłem uszu. Zaciekawiony jej opowieścią, włączyłem się do rozmowy.
- Tak - opowiadała - kiedyś tych głazów było znacznie więcej. Niedawno, jakieś 30 - 40 lat temu. Tu dookoła było całe koło z kamieni. A od tego wielkiego, biegły kolejne linie jakby szprychy w tym kole. Część zniszczono w czasie wyrębu lasu. Ciężkie maszyny tędy jeździły. Chyba w latach siedemdziesiątych. Nie pamiętam już dokładnie...
Zamyśla się na chwilę.
- Panie, tu takie wielkie drzewa rosły... - wspomina coś sprzed parudziesięciu lat. Po chwili dodaje.
- A resztę to panie ludzie rozciągnęli. Jeden z kamieni to nawet stoi w ogródku u... - tu zatrzymuje się na chwilę i macha ręką - no ważny kiedyś był. I nawet się z tym nie kryje. Opowiada z dumą, że ma pod domem kamień ze Świątyni Słońca...
Zamyśliła się znowu. Potem dodała:
- Tak, tak...kiedyś to inaczej wyglądało. Jak ja młoda byłam, to tu przychodziłam często. Mieszkałam niedaleko.
![]() |
I tylko tak mi przemknęło przez głowę. Dobrze, że Stonehenge jest w Anglii. Gdyby było u nas, też pewnie byśmy je rozebrali.
![]() |
Niewiele zostało z kamieni tworzących niegdyś koło, ze szprych nie zostało nic... |
![]() |
...dobrze, że chociaż ten głaz pozostał na swoim miejscu. |