23 marca 2012

Opowieści spod karmnika - dzwońcu jeden!


Dzwoniec odwiedził mnie raz. Jeden jedyny. I był twardzielem. Usiadł na drucie od elektrycznego pastucha grodzącego pobliską łąkę. Nawet nie próbował niczego skosztować. Siedział tylko i patrzył się na wszystko z wyższością i pogardą widoczną w paciorkowatych oczkach. Zaprezentował swój znacznie potężniejszy niż u trznadli dziób. Po minucie machnął skrzydłami i tyle go widziano. Z plebsem jadać nie będzie... 
Nieobecność dzwońców tej zimy nieco mnie zdziwiła. Zawsze kręciło się ich trochę. Wiosną para czy dwie gnieździła się w okolicy. Ale cóż. Matka Natura bywa nieprzewidywalna. 


4 komentarze:

  1. Mój karmik tej zimy odwiedziły dwa dzwońce.W innych dniach i różne osobniki.W przeciwieństwie do poprzedniej zimy do darmowego jedzenia było chętne stadko liczące około 30 dzwońcaków. Pozdrowienia Mariusz z Bydgoszczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa dzwońce jednej zimy !!! Rozpusta po prostu :) Mam nadzieję, że nie jest to jakaś trwała tendencja spadkowa. Pozdrowienia spod Maciejowic.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to u mnie była prawdziwa rozpusta - w zimie do karmnika zlatywało stadko liczące 10-15 szt. A jakie agresywne były - goniły sikorki byle samemu się do ziaren słonecznika dopchać.

    OdpowiedzUsuń
  4. to u mnie tę funkcję spełniały kowaliki :)

    OdpowiedzUsuń