30 października 2020

Gdzieś tam pomiędzy...


Coś się kończy, coś się zaczyna... magia początku i magia końca. Ujścia czy źródła rzek miały zawsze coś niezwykłego, coś co mnie wabiło, przyciągało. Byłem przy źródłach Wisły i przy jej ujściach, zjeździłem kilka lat temu Żuławy czyli deltę Wisły. Przeskakiwałem przez niewielkie strumyczki do niej wpadające i brodziłem przez małe rzeczki. 

Od lat chciałem sfotografować ujście Sanu do Wisły. Ale ciągle jakoś było nie po drodze. 

Aż w końcu trafiłem. W środku lata tego roku. Trzeba było tylko poprzedzierać się trochę przez jakieś chabazie i inne chaszczowiska, nakarmić setki komarów...  nie... nie setki, tysiące a może i dziesiątki tysięcy komarów.

I już. Byłem! Stałem na niewielkim cypelku. Po mojej prawej stronie płynął San, po lewej Wisła. A ja  gdzieś pomiędzy...




Zastanawiałem się czy udałoby się tak stanąć by być jedną nogą w Wiśle a drugą w Sanie ale... niestety nie. Stromy brzeg, pocięty jeszcze przez bobry i krzak wierzby na samym wierzchołku uniemożliwiały zejście. Doszedłem do połowy popatrzyłem pod nogi i... wróciłem. Wolałem nie ryzykować kąpieli. Zwłaszcza ze stosem sprzętu fotograficznego w rękach. 



Po jednej stronie wierzbowego krzaka Wisła...

... po drugiej San sobie płynie.

A nade mną... nie niebo gwieździste tylko komary. Czy mają coś wspólnego z prawem moralnym. Ciekawe co Immanuel by na to powiedział.?

Właśnie sprawdziłem... staruszek Immanuel miał urodziny tego samego dnia co ja...