10 czerwca 2015

Małe kumate coś...kuma!




Niedawno opisany kumak (Małe kumate coś i Potwór z Bagien) okazał się być forpocztą kumaczej inwazji. Po kilku dniach na zalanych wodą pobliskich łąkach pojawiły się ich dziesiątki. Jak świat, światem (a przynajmniej odkąd sięgam pamięcią) nie widziałem ich tyle w tym miejscu. Ot, zdarzały pojedyncze sztuki, które z lekkim zdziwieniem i melancholią próbowały się nawoływać.
A dziś... cała okolica rozbrzmiewała ich głosami.

Niestety, wszystkie kumały na zalanych wodą łąkach, gdzieś wśród traw i innych zielsk zasłaniających skutecznie widok. Zauważyłem, że uwielbiają chować się w kępach kaczeńców. Nic nie widać, tylko słychać, że gdzieś tu są...

W końcu udało się mi znaleźć jednego desperata tokującego w nieco bardziej odsłoniętym miejscu. Namówienie go na pozowanie zajęło mi prawie godzinę. Na szczęście spłoszony wracał niemal w to samo miejsce - czyli przed obiektyw. W końcu prawie przestał zwracać na mnie uwagę.


Kumak żeby zakumkać musi się nieźle nadąć. Cały! Nie wystarczy tylko gardziołko... 


... również boczki powiększają się znacznie. Czasem można zaobserwować jak robiąc kilka wdechów kumak pompuje się i nadyma coraz bardziej i bardziej...

... aż do momentu, kiedy bardziej się już nie da. I wtedy właśnie powietrze jest powolutku wypuszczane wraz z pięknym "kuuuuuum".

Przy odrobinie szczęścia można dostrzec dookoła kumaka drgającą od tego dźwięku wodę. Widać to wyraźnie na tym i poprzednim zdjęciu. 


A potem... potem trzeba się znowu nadąć i... tak "w kółko Macieju". Swoją drogą koncert kilkudziesięciu kumaków sprawia niesamowite wrażenie. Zupełnie jakby cały świat falował razem z dźwiękiem.



2 komentarze:

  1. O, biedny kumak! Żeby się nakumać, musi się nieźle namęczyć :-)

    OdpowiedzUsuń