G dzieś w drodze nad Nidę... Co to znaczy być w drodze najlepiej chyba wiedzą Sted i pułkownik Lawrence.
Do budowy synagogi wykorzystano materiały z rozbiórki zamku królewskiego, zamku w którym lubił bywać Władysław Jagiełło... Dziś z zamku została... ulica Zamkowa i wieś Podzamcze. Być może też jakieś pozostałości fundamentów pod ziemią.
Ledwie się jakoś zagospodarowaliśmy, przygalopowały górą tabuny chmur i zaczęła się równa zlewa. Zwialiśmy do samochodu, choć chętka brała, by złapać jakiś szampon czy inne mydełko i skorzystać z boskiego prysznica. Deszcz zabębnił potężnie o dach. Kilka razy wyskoczyłem z aparatem, wracając po chwili z mokrą głową.
A potem chmury przeszły, poszły sobie dalej i rozkwitła przed nami tęcza. Przez chwilę była podwójna i mam wrażenie, że na moment pojawił się bardzo słabo widoczny trzeci łuk! A do tego gdzieś za rzeką zaczął się poszczekiwać koziołek a nad wodą śmigały sobie szafirowe zimorodki.
Wieczorem za rzeką odzywały się puszczyki, zza zakola dalej szczekały koziołki. W nocy chrumkały i pomrukiwały bobry. Nie dawały Tosi spać... Czasem słychać było głośny plusk. To odpadały kawałki podmytego brzegu na zakolu. Kilka brzegówek straciło w ten sposób lęgi.
Po wieczornej ulewie świt zrobił się zjawiskowy. Nad łąkami i wodą snuły się mgły. Czasem było widać tylko czubki drzew. Poderwali się wszyscy, Krzyś wyciągnął drona i zaczął filmować te mgły z góry.
Lodowata rosa chłodziła bose stopy ale... nie dało się tak chodzić, bo ktoś porozsiewał dookoła setki ostów. Trzeba było przeprosić się z butami.
Po godzinie czy dwóch słońce rozproszyło poranne mgły, można było wrócić do naszego domu na kołach, odespać wstawanie o czwartej nad ranem. To nawet nie była Stachurowa "godzina słynna piąta pięć"... Zastanawiam się jak to jest, że w terenie budzę się sam z siebie tuż przed świtem a kiedy śpię w czterech ścianach, często trudno jest mi wstać.
A potem po odespaniu i śniadaniu, praca w cieniu drzewa z laptopem na stoliczku... Inni też zajęli się swoją robotą.
Wieczorem kolejny spektakl przyrody. Matka Natura dała pokaz choć jeszcze chwilę wcześniej nic go nie zapowiadało. Naszły kosmiczne wręcz chmury, przez chwilę niebo zrobiło się czerwone.
W nocy znowu słychać koziołki, puszczyki i... świerszcze, które tak szaleją dookoła, że aż powietrze zdaje się drżeć... wczoraj po deszczu siedziały cicho.
A jutro... albo tu zostaniemy, albo ruszymy dalej, zamieszkać w innym, nowym miejscu, jeszcze nie wiadomo gdzie.