05 grudnia 2025

Zapiski z drogi... jak nie zostałem szejkiem

 



        Kto wie, może ścieżki, którymi każdy z was powinien wędrować, już ścielą się wam u stóp,                    chociaż ich jeszcze nie widzicie.


JRR Tolkien "Władca Pierścieni"  




pod kamieniołomu i skamieniałych drzew ruszyliśmy w stronę... Gorlic. Dostałem namiary na miejsce, gdzie ropa naftowa samoczynnie wypływa sobie na powierzchnię. Jest takich miejsc trochę w Polsce. Jedno sfotografowałem kilka lat temu, o kolejnym wiem i pewnie też się tam kiedyś wybiorę. 

Zresztą, co tu dużo mówić, byliśmy prekursorami przemysłu naftowego na świecie. To u nas, właśnie w tych okolicach, Ignacy Łukasiewicz założył w 1854 roku pierwszą kopalnię ropy naftowej. A było to pięć lat przed pierwszym odwiertem w Pensylwanii, uważanym powszechnie za początek przemysłu naftowego. Może kiedyś napiszę o tym miejscu więcej, bo mam przecież zdjęcia ze skansenu w Bóbrce. 

A pierwszy szyb naftowy u nas powstał w roku 1952 właśnie w pobliżu Siar, czyli miejsca do którego zmierzaliśmy, choć samą ropę wydobywano tu z płytkich źródeł, metodą "dziura w ziemi i wiadro"  już w XVII wieku.

Po drodze stajemy przy małej knajpce. Tosia i Krzyś są straszliwymi kawoszami. Jakieś w ogóle czary odprawiają przy własnoręcznym jej przygotowywaniu. I poszli w jakość a nie w ilość, jedna filiżanka od czasu do czasu zamiast 5 rozpuszczalnych dziennie... 

Więc dziś właśnie naszła ich ochota na jakąś wyczesaną kawę, kawę której nazwy nie jestem w stanie ani wymówić ani zapamiętać. Wypatrzyli coś po drodze, coś co robiło nadzieję i wpatrywali się we mnie niczym dwa bobry w młodą wierzbę. A że wiadomo powszechnie, iż Stare Konie mają do Źrebaków słabość, to nie było innego wyjścia jak uwzględnić tę wizytę w planach.

Mimo, że miałem ustawionego Gnaja (Wiecie co to jest Gnaj? To takie urządzenie... GPS - Gnaj Przed Siebie), kawiarenka z daleka wyglądała tak niepozornie, że ją przegapiliśmy. Trzeba było zawracać. Maleńki parking ukryty był za drzewami. Od strony drogi niemal nie było widać, co mieści się w głębi. A w środku...! Pełno łakoci rozmaitych. Duży plac z kameralnymi miejscami gdzie można w ciszy i spokoju oddać się grzeszeniu łakomstwem, dające cień drzewa, woliery z ptakami i królikami... 


Krzyś z Tosią delektowali się kawą i jakimiś ciachami. My pożarliśmy kawałek czekoladowego tortu i podobnej rolady... Ach... takich dobrych rzeczy dawno nie jedliśmy. Bo wiecie, w drodze nie ma warunków, by takie łakocie przygotować samodzielnie.

Gdyby ktoś chciał równie jak my pogrzeszyć łakomstwem, to knajpeczka nazywa się fikuśnie - pół po polsku, pół po angielsku - "Filiżanka Village" i znajduje się w miejscowości Bogoniowice. I nie, nie płacą mi za reklamę. Nawet nie wiedzą, że ich tak obsmarowałem. A gdyby ktoś chciał się zatrzymać w okolicy na dłużej, to niedaleko pod Ciężkowicami jest rezerwat Skamieniałe Miasto. Fajne miejsce nawet na dłuższą wycieczkę.  


Objedzeni ruszamy dalej w drogę w poszukiwaniu ropy naftowej. I oczywiście pod sam koniec zaczynamy błądzić. Na jakimś skrzyżowaniu wąskich, górskich dróg skręcamy nie w tę z pięciu odnóg. Prowadzenie przejmuje Krzyś, który jest mistrzem w tej materii. Robimy wielkie kilkukilometrowe koło, bo na wąskiej drodze nie ma jak zawrócić i wjeżdżamy wreszcie w tą właściwą. Jeszcze dwa kilometry, kilometr... stop. To gdzieś tu, dalej trzeba iść piechotą. 

Zabieram potrzebny sprzęt, statyw i powtarzam w głowie opis dalszej drogi: do lasu, potem kilkaset metrów i będzie mała steczka w bok. Jeszcze kilkaset metrów i będzie strumień a na jego brzegu kałuża ropy... 

Las jest wilgotny i ciemny, Od razu zrobiło się chłodniej. Letni upał przegrał z drzewami. Przypomina mi się Stary Las z Władcy Pierścieni. Niemal wypatruję między drzewami Toma Bombadila. 

I prawie przeoczyłem ścieżynkę w bok. Była tak delikatna, że tylko lata doświadczeń w wędrowaniu po lasach i bezdrożach pozwoliły mi dostrzec jej nikły ślad. Zresztą do końca nie byłem pewien czy dobrze trafiłem, czy nie trzeba będzie wracać i szukać dalej.

Ledwie widoczna dróżka wije się między drzewami, raz w lewo, raz w prawo, raz w górę, raz w dół. Po kilku minutach marszu widzę mały jar i w nim chyba maleńki strumień. Rozglądam się, a na brzegu jest ciemna plama o nietypowym jak na las kolorze. Podekscytowany i z nadzieją w sercu przyspieszam,

Tak to jest to! Trafiłem jak po sznurku. Wokół rozchodzi się delikatny zapach, jak przy tankowaniu samochodu. Kałuża nie jest wielka, ma najwyżej ze 3 metry średnicy. Ze środka wydobywają się pęcherzyki gazu. Krążę dookoła, robiąc ujęcia to z jednej, to z drugiej strony. Obok, pod drzewem leży jakiś plastikowy kanisterek, którym okoliczni mieszkańcy wybierają trochę ropy na własny użytek. Wykorzystują ją do dziś, między innymi do konserwacji drewna. 

Niestety ropy było mało, jakbym się bardzo postarał, może uzbierałbym słoiczek. Większość to... woda przykryta cienką warstwą ropy. Zresztą wszystkie okoliczne złoża ropy naftowej mają jedynie znaczenie historyczne. Obecnie w materiałach geologicznych widnieje status "wyczerpane". Trzeba by się cofnąć o ponad 100 lat, kiedy było to jedno z ważniejszych miejsc wydobycia ropy naftowej w Polsce. Po okolicznych lasach i łąkach pełno było wtedy kopanek czyli takich studni z ropą czy szybów w miejscach gdzie ropa była głębiej. A głębiej w tym miejscu znaczyło zaledwie 20 - 30 metrów!
Potem pojechaliśmy szukać drugiego miejsca, jakiś kilometr dalej. I tu nas spotkało rozczarowanie. Kręciliśmy się po lesie ponad 3 godziny i znaleźliśmy jedynie pozostałości okopów z I wojny światowej. W miejscu gdzie pod Golicami była wielka bitwa, nazywana czasem Małym Verdun. Według  szacunków zginęło tam lub zostało rannych po obu stronach (rosyjskiej i austrowęgierskiej)  ponad 150 tysięcy żołnierzy. 



Zmachani wróciliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę odległego o kilkadziesiąt kilometrów urokliwego miejsca nad górskim strumieniem, gdzie już zatrzymywaliśmy kilka razy w czasie różnych podróży i teraz postanowiliśmy odpocząć przez dzień czy dwa. Po drodze zatrzymaliśmy się na pizzę w miejscowości o wdzięcznej nazwie Ropa. Byliśmy zbyt zmęczeni, by szykować wieczorem coś samemu. 
Zasnęliśmy ukołysani szumem górskiego strumienia i głosami puszczyków w pobliskim lesie. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz