24 grudnia 2015

Opowieść Wigilijna





Patrząc za okno na iście wiosenną aurę postanowiłem przypomnieć sobie jak to bywało przed laty. Wielu laty... będzie pewnie już kilkanaście lat do tyłu. W każdym razie o aparatach cyfrowych nikt wówczas jeszcze nie słyszał. A właściwie nie! Tu i tam już słyszano. Pierwsze takie aparaty, kosztujące tyle co samochód, robiły zdjęcia w zawrotnej rozdzielczości 0,3 milionów pikseli...

Ale do rzeczy. Wigilia kilkanaście lat temu zaczęła się dla mnie jeszcze przed świtem. Rzut oka na termometr pokazał ponad dwudziestostopniowy mróz. Rzut oka za okno - gęstą mgłę.Tak gęstą, że w bladym świetle poranka nie było widać drzew rosnących kilkanaście metrów za oknem.

Ale kiedy wyszedłem przed dom okazało się, ze wszystko... dosłownie wszystko pokryte jest szadzią grubości mojego ramienia! Widziałem coś takiego po raz pierwszy i dziś po kilkunastu latach, mogę powiedzieć - jak na razie po raz ostatni w życiu.

Zrobiłem kilkanaście zdjęć, nie robiąc sobie zbytniej nadziei na jakiś spektakularny efekt.
Pozostawało wrócić i czekać na dalszy rozwój sytuacji.


Nagle w ciągu dosłownie kilkunastu minut mgły się rozeszły. Przeminęły jak sen jakiś złoty. Ledwie zdążyłem złapać aparat i wybiec przed dom by sfotografować pierwsze błyski słońca na białych drzewach. 

I wkrótce wszystko rozbłysło i roziskrzyło się bajkowo a na niebie nie było nawet śladu chmur. Mróz trochę zelżał ale i tak termometr pokazywał drobne minus 15 stopni. Wrzuciłem sprzęt do samochodu i ruszyłem. 

Śpieszyłem się tak, że w pewnym momencie przy wychodzeniu z samochodu, przestałem nawet zakładać kurtkę. Zimowy dzień jest taki krótki a chciałem odwiedzić wiele moich ulubionych miejsc. Zresztą w samochodzie też miałem zimno. Nie rozkręcałem mocno ogrzewania by zmarznięty sprzęt nie pokrył się w ciepłym powietrzu rosą. Doprowadzenie go wówczas do stanu używalności zajęłoby wiele czasu.

Leżenie w cienkim polarze na śniegu przy piętnastostopniowym mrozie to jest to. Jak człowiek zajęty jest szukaniem kadru i właściwego punktu widzenia, nie ma czasu by marznąć. 

Niestety, mimo potężnego mrozu, szadź zaczęła  opadać. Ciemne gałęzie nagrzewały się dosyć szybko w promieniach słońca.  I wszystko było dobrze aż...

... zaczął wiać niewielki wiaterek. Chwilę po zrobieniu tego zdjęcia miałem cały biały aparat. Pal diabli aparat. Dobry sprzęt ma obowiązek wytrzymać takie przeciwności losu. Ale zaklejony miałem też obiektyw aż po koniec przeciwsłonecznej osłony. Wymagało to przerwania pracy na dobry kwadrans, schowania się w samochodzie, gdzie w cieple wszystko przestało zamarzać, zużycia paczki chusteczek oraz szmatek do czyszczenia optyki...

Podsumowując, przejechałem tego dnia ponad 60 kilometrów. W którymś momencie zamarzła mi średnioformatowa Mamiya. Najprawdopodobniej na mrozie film zesztywniał tak, że przestał się przesuwać. Małoobrazkowy Nikon f5 działał dalej. Mamiya szczęśliwie ożyła po kilku godzinach w domu. Zrobiłem prawie 30 filmów czyli coś koło 300 zdjęć. To może wydawać się dziś w epoce cyfrowej niewiele. Ale proszę pamiętać, że każdy taki film to około 30 złotych. Wywołanie, jeśli dobrze pamiętam kosztowało 20 złotych. Do tego ramki do slajdów, koszulki do przechowywania. Po zsumowaniu kwota wyszła... rzekłbym - statystycznie istotna.
O ile łatwiejsze jest fotografowanie dziś, kiedy możemy zrobić tysiące zdjęć ponosząc jedynie koszty zakupu aparatu i kart pamięci. A może trudniejsze, bo świadomość zmniejszania się stanu konta w miarę zużywania kolejnych klatek filmu, wymuszała pewien pomyślunek przy naciskaniu spustu. Nikt bezrefleksyjnie nie robił dwustu klatek w nadziei, że coś wyjdzie a resztę się wyrzuci.

Co było dalej? Spóźniłem się na wigilijną kolację ku wielkiemu zdegustowaniu mojej rodziny. A kolejne dwa tygodnie spędziłem w łóżku. Walcząc z jakąś grypą czy inną paskudą oraz wysoką gorączką.

Ale zdjęcia mam.





8 komentarzy:

  1. So beautiful...
    Happy Winter Holidays!

    OdpowiedzUsuń
  2. Popatrzyłam na Twoje fotki i za okno - dwa różne światy. U mnie widać tylko mgłę, bez nadziei chyba na słońce. A szadź na drzewach jest niezwykle fotogeniczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie na Mazowszu słońce bez mgły, wiosna po prostu.

      Usuń
  3. Kiedyś święta były inne... dzisiaj zamiast zimy - wiosna. Niestety... bo śnieg dodaje uroku. Pozdrawiam i zachęcam do wzięcia udziału w plebiscycie na Podróż Roku na moim blogu! :) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudownie :)
    Mi strasznie brakuje takich klimatów tego sezonu ... Oby jeszcze zawitały, choć na chwilę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Polecam się na przyszłość...

      Usuń