J uż od tygodni byłem bombardowany informacjami o nadchodzącym zaćmieniu Księżyca: niezwykłe zjawisko, spektakularny spektakl, czerwony Księżyc; na następne trzeba będzie czekać ileś tam lat...
Wujek Gugl podsuwał mi kolejne artykuły, co jak się okazało wcale nie było takie oczywiste. Żyjemy w swoich cyfrowych bańkach... Nasz przyjaciel był mocno zaskoczony, kiedy zadzwoniliśmy z pytaniem czy też czeka na zaćmienie. Dobry wujek G. w swej mądrości i łaskawości uznał, że nie będzie to dla niego interesujące. Zastanawiam się ile rzeczy nas omija, bo Wielki Brat patrzy, analizuje i segreguje...
A z innej beczki, kiedyś ktoś mi podrzucił, stworzony bodaj przez studentów informatyki, program do profilowania osób po ich wpisach na Fb. Uruchomiłem, wskazałem swój profil. Komputer mielił dane przez kilka minut a potem stwierdził, ze jestem trzydziestoparoletnią kobietą o konserwatywnych podglądach! Także tego...
Wracając do zaćmienia. W pochmurne popołudnie sprawdziliśmy prognozę i rozkład chmur na radarach pogodowych. I... na dwoje babka wróżyła. Może się rozpogodzi, może nie.
Ale i tak spakowaliśmy sprzęt do samochodu i pojechaliśmy nad nieodległą Wisłę, w miejsce gdzie Księżyc powinien wzejść nad wodą. Może będziemy mieli trochę szczęścia. Zabraliśmy też pętko kiełbachy. Jak nie będzie co fotografować, to przynajmniej zrobimy sobie nad wodą ognisko i spędzimy miło czas.
Nie minął kwadrans a już byliśmy w miejscu, gdzie wielokrotnie przyjeżdżałem fotografować rzekę o świcie. Niestety prawie całe niebo zasnute było chmurami. Rozstawiłem sprzęt, zapiąłem długi obiektyw i... czekamy. A właściwie znosimy gałęzie na ognisko, rzucając nerwowo okiem w miejsce gdzie Księżyc powinien się pojawić .
Pochmurno jak było... tak jest. Gdzieś w ciemności odzywają się żurawie, wielkie ich stado wylądowano na łasze za wyspą. Potem już w ciemnościach dołączyły do nich gęsi.
Kiełbaski zostały upieczone i zjedzone, ognisko wygasło, zrobiło się praktycznie ciemno, a Księżyca jak nie widać, tak nie widać. Gdzieś po przeciwnej stronie nieba zabłysła za to niewielka nadzieja, czyli pojawiło się kilka nieśmiałych gwiazd.
Nagle Danusia podrywa się, wyciąga rękę i prawie krzyczy.
- Jest, jest!
- Gdzie? Nic nie widzę.
Wyciągam lornetkę, faktycznie! Delikatne rozjaśnienie czarnego nieba przybiera ledwie widoczny kształt Księżyca.
![]() |
Trzeba było czekać kolejny kwadrans na następne przejaśnienie... Tym razem Księżyc został przedzielony na dwie części. Potem znowu zniknął. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz