18 kwietnia 2023

Coś drgnęło...

 


Coś drgnęło... w słoneczne marcowe popołudnie, na drodze biegnącej przez podmokły las, poruszył się stary dębowy liść. I choć nie było nawet najmniejszego wiaterku, po chwili drgnął znowu. Ten ruch przyciągnął mój wzrok, zaintrygował. Po kolejnych kilku chwilach liść się podniósł i tak już został. Spod niego błysnęło coś złotego, potem to coś mrugnęło i wynurzyła się... głowa ropuchy. Przez kilka minut nic się nie działo, tylko mocno pulsowało małe ropusze gardziołko.  



Potem pojawiła się jedna łapa, druga i... niesamowicie chuda ropucha wygramoliła się spod liści. Musiała tu zimować!? Dlaczego na środku leśnej drogi a nie kilka metrów dalej, gdzie ziemia nie jest tak udeptana i twarda? Nie wiem... 



Była niesamowicie chuda, niełatwo jest przeżyć zimę. Poruszała się powoli, jakby czas biegł dla niej inaczej. Jedna łapa, trzy chwile przerwy, druga łapa cztery chwile przerwy. Sukces! Udało się przesunąć o trzy czy cztery centymetry. Zesztywniałe po zimowym śnie mięśnie ledwie pracowały. Zresztą, znamy to sami. Ile osób jest w stanie, chwilę po przebudzeniu, zerwać się jak sprężyna? A ropucha spała miesiące a nie jakieś tam marne kilka godzin...




Poszedłem dalej, chciałem odwiedzić nieodległy, zaprzyjaźniony ols. Zobaczyć jak wygląda wiosna, czy są już kaczeńce, czy widać wychodzące z ziemi szablaste liście kosaćców? 
Tam też pewnie podąży i ropucha, bo od lat w przechodzącym przez ols niewielkim cieku, robią sobie ropuchy jaja... znaczy skrzek. 

Kiedy po dwóch godzinach wracałem, na leśnej drodze było z 10 wychudzonych ropuch! Kroczyły sobie powolutku, jakby rozglądając się po okolicy, jakby były zdziwione tym, że się obudziły. Jedna jeszcze wygrzebywała się z ziemi...

Wszystkie postanowiły zimować na środku leśnej drogi? I wszystkie obudziły się jak na komendę?








1 komentarz: