Niedawno opisany kumak (Małe kumate coś i Potwór z Bagien) okazał się być forpocztą kumaczej inwazji. Po kilku dniach na zalanych wodą pobliskich łąkach pojawiły się ich dziesiątki. Jak świat, światem (a przynajmniej odkąd sięgam pamięcią) nie widziałem ich tyle w tym miejscu. Ot, zdarzały pojedyncze sztuki, które z lekkim zdziwieniem i melancholią próbowały się nawoływać.
A dziś... cała okolica rozbrzmiewała ich głosami.
Niestety, wszystkie kumały na zalanych wodą łąkach, gdzieś wśród traw i innych zielsk zasłaniających skutecznie widok. Zauważyłem, że uwielbiają chować się w kępach kaczeńców. Nic nie widać, tylko słychać, że gdzieś tu są...
W końcu udało się mi znaleźć jednego desperata tokującego w nieco bardziej odsłoniętym miejscu. Namówienie go na pozowanie zajęło mi prawie godzinę. Na szczęście spłoszony wracał niemal w to samo miejsce - czyli przed obiektyw. W końcu prawie przestał zwracać na mnie uwagę.
Kumak żeby zakumkać musi się nieźle nadąć. Cały! Nie wystarczy tylko gardziołko... |
... również boczki powiększają się znacznie. Czasem można zaobserwować jak robiąc kilka wdechów kumak pompuje się i nadyma coraz bardziej i bardziej... |
... aż do momentu, kiedy bardziej się już nie da. I wtedy właśnie powietrze jest powolutku wypuszczane wraz z pięknym "kuuuuuum". |
Przy odrobinie szczęścia można dostrzec dookoła kumaka drgającą od tego dźwięku wodę. Widać to wyraźnie na tym i poprzednim zdjęciu. |
A potem... potem trzeba się znowu nadąć i... tak "w kółko Macieju". Swoją drogą koncert kilkudziesięciu kumaków sprawia niesamowite wrażenie. Zupełnie jakby cały świat falował razem z dźwiękiem.
O, biedny kumak! Żeby się nakumać, musi się nieźle namęczyć :-)
OdpowiedzUsuńTakie życie.. nie tylko kumacze ;)
Usuń