Wieczne pióra są wszędzie. W czasie konserwacji obrazu "Babie lato" niespodziewanie okazało się, że Chełmoński był nie tylko malarzem, ale także wielkim wizjonerem i jasnowidzem. Oprócz pajęczych nici, nieoczekiwanie znaleziono bowiem na obrazie... wieczne pióro! I to model stworzony dobrze ponad 100 lat później.
Nie ma w tym żadnego braku logiki i niekonsekwencji, albowiem Chełmoński, jak każdy wybitny artysta, potrafił siłą swojego umysłu podróżować w czasie i w przestrzeni. Gdyby nie ta znana dobrze cecha wielkich twórców, Kris Kelvin nie brałby się za bary z cytoplazmatycznym oceanem oraz nie zastanawiał się, co symetriady mają wspólnego z Harey. Pirx nie spotkałby siebie z czwartku, środy i piątku, a tym bardziej nie strzeliłby sam sobie w zęby. A Ender Wiggin nie ganiałby po całej galaktyce swoich podwładnych, by w ostatecznym rachunku spotkać Prosiaczki.
I co najciekawsze i najważniejsze, nie dałoby się pokonać drogi na Kessel w mniej niż 12 parseków czy drogi z Krakowa do Zielonej Góry w mniej niż 300 kilometrów.
Jak więc widać, pióro z XXI wieku i obraz z XIX wieku nie stanowią absolutnie żadnej sprzeczności. Zresztą wiek XXI i XIX różnią się tylko położeniem "I".
Zapraszam przy okazji na blog, prowadzony przez wylegującego się na zdjęciu młodego człowieka: