04 sierpnia 2025

Pewnego razu nad Bugiem





Spędziłem kilka dni nad Bugiem. O świcie witały mnie mgły cicho w zwiewnych szatach tańczące nad wodą i słowiki drące swoje dzioby, jakby brały udział w konkursie na najgłośniejszy wokal. W sumie to chyba właśnie brały udział. Wieczorem żegnały ogniska, oświetlające migotliwym światłem moją piekącą się nad ogniem kolację oraz ciągnące się gdzieś zza drugiego brzegu pohukiwanie puszczyków. 

Niedaleko, między brzegiem rzeki a malowniczym bagnistym starorzeczem był kawałek suchszego lasu. Jakieś pozostałości wydmy sprzed tysięcy lat, czy też coś po czymś przyniesionym przez lodowce? Nie wiem. W każdym razie jakaś suchsza wyspa wśród bagien i starorzeczy, taka o średnicy najwyżej 200 kroków. 

No i postanowiłem sobie tam zajrzeć. Przez środek prowadziła trochę zarośnięta droga, czasem pewnie jeżdżą tędy wędkarze... 

I nagle w samym środku lasu dostrzegłem miedzy liśćmi coś... dziwnie regularny cień, raczej niemogący być dziełem przyrody. Jeszcze kilka kroków i cień przekształca się w... dom! Dom wśród bagien i niczego...  Ktoś tu mieszka? 

Zwalniam trochę i zastanawiam się co dalej, bo nie lubię w takich wypadkach naruszać czyjejś prywatności. Głupio tak nagle wylądować na czyimś podwórku.

 

Jeszcze kilka kroków i widzę, że droga przebiega obok i skręca gdzieś dalej w lesie. Jeszcze kilka kroków i dom wyłania się z krzaczorów ale... wygląda dziwne. Nie widzę okien?  Jeszcze kilka kroków... są ale zabite deskami. Z daleka, między liśćmi nie były widoczne. Zaciekawiony skręcam w stronę domu. Kiedyś był piękny drewniany, z pięterkiem jakby wieżyczką. Nie widziałem takich domów w innych częściach Polski, jedynie kilka w nieodległym miasteczku. Opuszczony jest od dawna, nawet bardzo dawna. Stoi chyba tylko tak z przyzwyczajenia, w dachu są dziury. Zaraz za wyrwanymi drzwiami widać przez dziury w zbutwiałej, rozpadającej podłodze piwnicę i równie kiepsko wyglądające legary.  

Przez chwilę przeżuwam myśli... nie, nie odważę się tu wejść, Wszystko wygląda jakby mogło w każdej chwili się załamać. Nie mam ochoty wylądować na dole wśród szczątków podłogi. Tylko na filmach bohater w takim wypadku wstaje, natychmiast znajduje całą drabinę albo boczne wyjście i chwilę potem nie ma nawet zwichrzonej czupryny czy brudnego ubrania. 
Zaglądam przez okno, z którego ktoś zerwał kawał dechy. Leży sobie obok cała spróchniała. Widać resztki kaflowego pieca, kafle komuś się przydały. Na podłodze leży kupa śmieci, resztki jakiś ubrań, potłuczone talarze. Czyjś szkolny zeszyt, pokryty niewprawnym jeszcze pismem. Na ścianie nadgryzione zębem czasu, twarze są prawie nie czytelne, widać tylko że ludzie się uśmiechają. 
Zastanawiam się, kto tu mieszkał, czy byli tu szczęśliwi, co się z nim stało? Jak wyglądało ich życie... Miejsce jest piękne, sam bym nie pogardził tak położonym domem. Dlaczego dom został opuszczony? Rodzice zmarli, dzieci wyjechały w poszukiwaniu lepszego życia? Nigdy się pewnie nie dowiem. 
Ileż ten dom potrafiłby opowiedzieć, gdyby umiał mówić. 
Wracam na drogę poruszony wielce i zastanawiam się co kiedyś pozostanie po mnie...