Któregoś pięknego dnia o świcie wspiąłem się na niewielki pagórek z którego rozciąga się panorama na niemal całe Bieszczady. Początkowo nie było widać prawie nic. Potem zaczęło być widać coś... i jeszcze coś... Na koniec rozpogodziło się całkiem. Nie na długo zresztą. Zanim się przepakowałem i postanowiłem powędrować w wyższe góry, pogoda się ustabilizowała i wróciła do tegorocznej normy - zaczęło padać.
Ech te połoniny, chciałbym je znów kiedyś zobaczyć... Tylko korporacyjny łańcuch nie pozwala.
OdpowiedzUsuńJacek K. śpiewał kiedyś "zerwij kajdany, połam bat..."
OdpowiedzUsuń