Leżałem sobie właśnie w leśnym uroczysku na dowolnie wybranym boku i wygrzewałem się w promieniach wiosennego słońca, gdy usłyszałem cichy szelest. Jakby coś delikatnie potrącało uschnięte, zeszłoroczne liście.
- Mysz, jakiś ptak? - pomyślałem - żerujące wśród opadłych liści drozdy czasem podobnie szeleszczą.
Znowu szelest...
- Ale drozdy robią to bardziej rytmicznie. Takie chyc, chyc szur... chyc chyc szur... czyli kilka podskoków i rozgarnięcie dziobem ściółki. A to jest absolutnie nierytmiczne, jakby coś powoli wędrowało i czasem tylko zawadziło o jakiś liść... - analizowałem dalej dźwięk.
- Mysz? Też nie. Małe mysie łapki szeleściłyby jeszcze inaczej.
Przekręciłem się ostrożnie na brzuch, odruchowo sięgając po aparat...
I...
Znalazłem się oko w oko z pięknym zaskrońcem. Wpełzał właśnie na zieloną, swą wiosenną zielonością, kępę pobliskiego mchu. Pewnie miał ochotę wygrzewać się w tej samej plamie słońca co ja. O tej porze roku ciepło to może być towar deficytowy.
Powoli podniosłem aparat do oka i wycelowałem w stronę węża. Szczęśliwie miałem założony odpowiedni obiektyw. |
Ten zatrzymał się zaskoczony moją obecnością a potem lekko się wycofał. |
Chowając się za mchem wystawił kilkukrotnie język... |
... by wybadać co stanęło mu na drodze. |
Widać inspekcja przebiegła niezbyt pomyślnie, bo po kilku sekundach schował się za mszystą zielenią, zawrócił bez pośpiechu i oddalił się w sobie tylko wiadomym kierunku... |
Po co wąż wystawia język? Wcale nie po to by straszyć, syczeć czy pluć jadem... jak często opowiadają mi ludzie na różnych pokazach, gdy takie pytanie zdaję. Robi to po to by... wąchać. Po każdych kilku machnięciach wsuwa go z powrotem do pyszczka i przykłada do znajdującego się w podniebieniu narządu przylemieszowego. Na dodatek, ponieważ język jest rozdwojony a narząd podwójny to węże mogą wyczuć kierunek! Będą doskonale wiedziały czy smakowita myszka jest po ich prawej czy lewej stronie.
Do niedawna wydawało się, że ludzie pozbawieni są tej umiejętności, gdyż nasze nozdrza umieszczone są zbyt blisko siebie. A tymczasem jakiś szalony naukowiec i niedowiarek, postanowił to sprawdzić. Zasłaniał ludziom oczy i prosił, by wytropili pozostawiony na trawie ślad zapachowy. Bodajże użyto zapachu czekolady. I nagle się okazało, że około 2/3 badanych potrafiło sobie z tym problemem poradzić. Na dodatek można było ową umiejętność wyćwiczyć - trening zwiększał skuteczność! Ale nie to było w eksperymencie najciekawsze. Badacza zaskoczyło to, że po zatkaniu jednej dziurki od nosa nikt z uczestników nie mógł już tego dokonać! Błądził i kręcił się dookoła zdezorientowany! Wygląda, że choć nie zdajemy sobie z tego sprawy to węszymy w stereo a nie mono.
Jak ważny jest dla nas węch świadczy też to, że około 80% doznań smakowych odbieramy przez nos. Możemy się o tym przekonać choćby w czasie kataru. Wystarczy, ze mamy zatkany nos, by jedzenie wydawało się być bez smaku.
No dobrze, wystarczy. Idę wywąchać gdzie rodzina schowała deser po obiedzie...
Just great!
OdpowiedzUsuńThanks :)
UsuńMoże jestem mało reprezentatywną częścią społeczeństwa, ale żadna z tych informacji mnie nie zaskoczyła (większość nawet nie była nowością w sumie).
OdpowiedzUsuńNienawidzę mieć kataru.
A zaskroniec piękny.
Strasznie mi się podoba jak one wąchają - ten język jest taki giętki, ruchliwy i dziwaczny ...
Wszak właśnie o to chodzi by język giętki powiedział to co pomyś... eeee znaczy nie to, pomyliło mi się z historią literatury ;)
UsuńSuper! Moja brygada miłośników przyrody czeka na kolejne informacje o żabach!
OdpowiedzUsuńO żabach...hmmm... będzie o ptaszkach, starych domach, coś się kroi o salamandrach... ale ma i jeszcze ciepłe zdjęcia ropuszek. Nawet ich jeszcze dobrze nie obejrzałem. Może coś niedługo się wykluje :)
OdpowiedzUsuńPiękne spotkanie :-)
OdpowiedzUsuńZdjęcia godne mistrza :-)
OdpowiedzUsuńOjtam. Wylazł prosto na mnie a ja tylko guzik nacisnął ;)
UsuńNo..........mieć takiego znajomego, z takim oczkiem.........
OdpowiedzUsuń