Koterka - niewielkie uroczysko niedaleko wsi Tokary tuż przy białoruskiej granicy. Ot... kawałek grzęzawiska ukrytego wśród drzew. A tam...maleńka, zagubiona w lasach niebieska cerkiewka.
Nie byłem w Koterce nigdy, więc goszcząc w Janowie Podlaskim, postanowiłem tam się wybrać. Popatrzyłem na mapę i ruszyłem przed siebie. Droga wyglądała na nieskomplikowaną zrezygnowałem zatem z gepeesa. W końcu w zeszłym stuleciu nie było tego wynalazku a i tak trafiałem wszędzie gdzie chciałem. Dojechałem do Zabuża, przepłynąłem promem do Mielnika. Jakaś kręta droga z tradycyjnym w Polsce minimalnym oznakowaniem, wyprowadziła mnie na szosę prowadzącą prosto do granicy. Jadąc przez piękne lasy, minąłem tabliczkę z napisem Tokary.... i rozglądałem się coraz bardziej zaniepokojony. Czyżbym zabłądził? Minęło już chyba parę kilometrów a znanej mi ze zdjęć cerkiewki nie widać. Wkoło lasy i lasy. Nagle dostrzegłem przed sobą szlaban w poprzek i znaki zakazujące wjazdu, wchodzenia, oddychania i czegoś tam pewnie jeszcze. Dojeżdżałem i zwalniając myślałem, że jednak będę musiał zawrócić, gdy niespodziewanie tuż przed szlabanem dostrzegłem drogę w bok, malutki parking i dalej poszukiwaną przeze mnie cerkiewkę. Wrażenie jest niesamowite. Wysiadam z samochodu. Jestem tu zupełnie sam. Dookoła cisza i jakaś nierealność. Mimo widocznych między drzewami słupów i płotów granicznych mam poczucie oddalenia od świata. Coś gdzieś tam się dzieje, lecą reklamy w telewizji, ktoś poleca margarynę zamiast masła, ktoś produkuje obuwie o kształcie piękniejszym... Ja jestem tu, wśród drzew i ciszy, gdzie powietrze ma inny smak.
Historia powstania cerkwi na bagiennym uroczysku jest niezwykła. Bagiennym całkiem dosłownie, bo kiedy wszedłem na trawę, by sfotografować stojące dokoła krzyże, znalazłem się nagle po kostki w wodzie.
Jeszcze od strony parkingu jest w miarę sucho ale dalej stoi woda i do bocznej bramy od strony wsi Tokary wchodzi się po kładce nad wodą.
Otóż 160 lat temu Eufrozyna Iwaszczuk, mieszkanka pobliskiej wsi, wybrała się na uroczysko Koterka zbierać szczaw. Nie wiedziała jeszcze, iż dzięki temu szczawiowi wejdzie do historii, podobnie jak całkiem niedawno poseł Niesiołowski. Nagle pojawiła się przed nią nieznana kobieta i co tu dużo mówić, op... eee... opatyczyła biedną Eufrozynę, iż ta zajmuje się pracą, miast dzień święty święcić. Bo był to akurat trzeci dzień Świętej Trójcy - jedno z ważniejszych świąt prawosławia. Następnie nakazała, by mieszkańcy wraz proboszczem ustawili tu krzyż i modlili się o przebaczenie. Na koniec postraszyła morowym powietrzem mającym być karą za grzechy rozmaite i... zniknęła.
Wieść o spotkaniu obiegła okolicę lotem błyskawicy. Postawiono krzyż i wkrótce do Koterki zaczęto masowo pielgrzymować. Ówczesne źródła podają informację nawet o tysiącach osób dziennie.
W końcu sprawą zainteresowały się cerkiewne władze. Coś jednak hierarchom się nie spodobało, gdyż nakazali usunięcie krzyża. Nadal jednak do Koterki pielgrzymowało wiele osób. A w miejscu po krzyżu pojawiło się istniejące do dziś źródełko. Woda z niego ma mieć cudowne właściwości. Trzeba było aż połowy wieku zabiegów, by uzyskać oficjalną zgodę na pielgrzymki i budowę cerkwi. W 1909 położono kamień węgielny, trzy lata później odbyła się konsekracja.
Po II wojnie światowej wieś Tokary została podzielona granicą. Uroczysko Koterka i cerkiew znalazły się dosłownie 300 metrów od granicy. Najpierw radzieckiej a dziś białoruskiej.
I tylko taka refleksja mi się nasunęła. Gdyby Eufrozyna była bardziej przewidująca i zrobiła zapas szczawiu przed świętami, dziś na uroczysku Koterka pewnie byłoby tylko grzęzawisko.
... stoi maleńka niebieska cerkiewka! |
Turyści zaglądają tu sporadycznie. Przez 3 godziny jakie spędziłem w tym miejscu pojawiły się trzy rodziny i patrol pograniczników. |
Do tej bramy droga wiedzie po kładce przez bagna |
Źródełko z wodą o cudownych właściwościach zostało obudowane altanką z ręczną pompą. |
Piękna ta cerkiew :)
OdpowiedzUsuńMiło popatrzeć, na takie ciepłe zdjęcia, gdy za oknem śnieżyca.
Pozdrawiam!
Najbardziej podoba mi się to zdjęcie z trzcinami ^^
OdpowiedzUsuńA powiedz msze to tam jeszcze są ? Chyba nie zostało u nas za dużo prawosławnych?
Na wschodzie prawosławie dobrze się trzyma. Z tego co wiem cerkiewka funkcjonuje normalnie, jako siedziba prawosławnej parafii.
UsuńPotwierdzam, ze msze sie odbywaja, bodajze w zeszlym roku trafilismy na ksiedza / popa, ktory krzy .... nawoływał wiernych, aby sie bali czegoś tam. TD
UsuńJeszcze bardziej nierealna jest zasypna śniegiem. Wokół ślady bobrów, świergot sikorek i szum strumyka pod lodem. Odlot.
OdpowiedzUsuńNosz... bo rzucę wszystko i pojadę na Koterkę ;)
UsuńO kurcze, jakie fajne miejsce!
OdpowiedzUsuńSama mieszkam przy granicy białoruskiej ale to jednak kawałek ode mnie, nigdy tam jeszcze nie byłam, bliżej mi to innej cerkwi, bardziej znanej, w Jabłecznej. Zdjęcia wyszły super, pozdrawiam!
Kurczę no... W Jabłecznej też byłem :)
Usuńhttp://robertdejtrowski.blogspot.com/2012/07/jabeczna.html
A w Sławatyczach bywam nieraz, mam tam przyjaciół :)
Faktycznie, już widzę ;)
Usuńa Sławatycze od moich Dołhobród to rzut beretem, niecałe 10km :)
To zrobiłem w Sławatyczach:
Usuńhttp://robertdejtrowski.blogspot.com/2012/09/z-traktorem-na-bocki.html
i to też:
http://robertdejtrowski.blogspot.com/2012/07/koniki-polskie-mae-pieszczochy.html
:)
Zacne :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCerkiew śliczna.Zdjęcia drugie i trzecie super:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się miejsce, zdjęcia i opis!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuń