Kilka dni temu tuż nad Wisłą... Wieczorem...
Po zachodzie słońca mgła tak zgęstniała, że miałem problem z powrotem do domu. Jechałem dosłownie 10 km/godz... z nosem przy szybie samochodu, nie zawsze wiedząc co się z tej mgły wynurzy... dalsza droga, drzewo, rów... ? Parę razy czułem pod kołami, ze zjeżdżam na pobocze, bo nie było widać gdzie się droga kończy. Coś nieprawdopodobnego! Przejechanie kilku kilometrów zajęło mi z pół godziny i zmęczyło jak podróż przez ćwierć Polski. Najbardziej niesamowite było to, że w tej mgle nie poznawałem dobrze znanych mi okolic. Droga, którą jeździłem tysiące razy wyglądała obco... jak z zupełnie innej bajki...