Górska pogoda bywa kapryśna i nieprzewidywalna. Nigdy do końca nie wiadomo, co nas czeka za chwilę. Możemy zacząć wchodzić na górę przy pięknej pogodzie a skończyć w deszczu. Chmury mogą niespodziewanie najść i zakotwiczyć na szczycie albo... rozejść się i ukazać piękne widoki dookoła.
Tym razem postanowiłem wdrapać się na Połoninę Caryńską gdy jej szczyt tonął w chmurach. Do mniej więcej połowy drogi było pochmurno ale przejrzyście. Potem wszedłem w... białą "prawie" nicość. Wilgoć była taka, że co kilka zdjęć musiałem czyścić zaparowany obiektyw.
Na sam szczyt nie dotarłem. Poza granicą lasu widoczność była statystycznie nieistotna i wiał tak silny wiatr, że przewracał śmiałków, którzy zdecydowali się wyjść na połoninę. Szybko wracali i chowali się pod osłoną drzew. Ja też zawróciłem, szukając tematów do zdjęć w buczynie. Podobno tego dnia wiatr na szczytach osiągał w porywach 100 kilometrów na godzinę.