Kiedy fotografowałem dość płochliwe kumaki, dokoła wrzało życie. Wszędzie coś rechotało, pluskało i bezczelnie się na mnie gapiło. Dziesiątki wyłupiastych oczu i zielonych mord lekceważyło mnie niemal zupełnie. Oczekując na pojawienie się kumaków kierowałem więc czasem obiektyw w bok... Zwłaszcza jedne oczy zwróciły moją uwagę. Można powiedzieć, że zawróciły mi w głowie. Należały do wyjątkowo zielonej i odważnej żaby. Raz prawie mi wskoczyła do osłony przeciwsłonecznej obiektywu. Na całe szczęście nie nachlapała na soczewkę. Bo musiałbym wyjść z wody i udać się po coś do czyszczenia szkła. A potem od nowa oswajać kumaki ze swoją obecnością.