Jest 8 kwietnia... patrzę na piętnastocentymetrowy śnieg za oknem. Większość pobliskich stawików i jeziorek jest jeszcze zalodzona. Tam gdzie trochę wody jakimś cudem rozmarzło, gromadzą się mewy i kaczki... Skowronki co prawda przyleciały ale ich ani widać ani słychać. Raz na parę godzin coś tam przez chwilę zaświergoli i zaraz milknie. Trudno się zresztą dziwić, skoro pola i łąki przykryte są grubym śniegiem. Czajek w ogóle w tym roku jeszcze nie widziałem i nie słyszałem.
Zresztą co tu dużo pisać. Tak wyglądał świat w mojej okolicy wczoraj...
Postanowiłem zatem się pocieszyć oglądając fotografie z zeszłych lat. Tak wyglądały nadwiślańskie w 2010 roku. Dokładnie... 29 marca 2010 roku. Czyli trzy lata i prawie dwa tygodnie temu.
A w nich gulgotały sobie zawzięcie rozniebieszczone żaby moczarowe. Między nimi kończyły swoje gody żaby trawne, które zaczynają czuć zew natury jakiś tydzień wcześniej. W tym zaś roku do dziś nie widziałem jeszcze ani kawałka żaby. Ukryte czekają na lepsze czasy...
Trzy lata temu panowały zgoła odmienne klimaty... Tego marcowego dnia było... ciepło. Na tyle, by dało się chodzić w samej koszuli. I można było bez problemu wytrzymać kilka godzin stania w wodzie w spodniobutach przy podglądaniu i fotografowaniu żabich bezeceństw.
Ciekawe jak wszytko potoczy się w tym roku. Zazwyczaj w połowie kwietnia zaczynały się powoli rozkręcać rzekotki. A połowa kwietnia już za dni parę.