- Mamy kulika na piasku. Ale jak chcesz coś zrobić to się śpiesz. Idzie wysoka woda. Wszystkie łachy raczej będą pod wodą!
No to rzuciłem wszystko i ruszyłem w drogę.
I faktycznie. Cztery kulikowe jaja leżały sobie niemal na czystym piasku. Prawie bez wyściółki. Normalnie jak białoczółki czy sieweczki! Niestety... poziom wody wzrósł w ciągu kilku ostatnich dni o ponad metr i gniazdo zbudowane daleko od brzegu znalazło się tuż przy nim. Co zresztą widać na zdjęciach. Jeśli woda podejdzie dwadzieścia - trzydzieści centymetrów wyżej - dojdzie do samego gniazda. A tu już popękane jaja... w jednym nawet dziura. Najdalej dwa trzy dni i powinny być pisklaki.
Nie było czasu do stracenia. Żeby zrobić zdjęcia praktycznie zakopałem się w piasku. Co ja piszę.. leżałem w wodzie bo wszystko już było podsiąknięte.
Kiedy późnym popołudniem oswobodzono mnie z ukrycia miałem zrobionych kilka rolek filmu i pomarszczoną skórę od wielogodzinnego siedzenia w wodzie. Zaś samo gniazdo... no jaja zaczynały leżeć na mokrym piasku. Gdy spakowaliśmy cały sprzęt i wrzuciliśmy do łodzi, jaja kulika zaczynały leżeć w wodzie. Na żywioł nie ma rady... ale czy aby na pewno... Co prawda jestem zwolennikiem nie ingerowania w to co dzieje się w przyrodzie ale tym razem nie wytrzymałem. Jeśli nic nie zrobimy to i tak pisklęta w jajach zginą w ciągu godziny. A woda ma się podnosić jeszcze dalej. Zabezpieczyliśmy jaja i wszyscy zaczęliśmy sypać w miejscu gniazda górę z piasku. Czym się dało: wiosłami, rękami... z czyjejś koszuli zrobiliśmy worek i nosiliśmy piach z dalszej części wyspy. Usypaliśmy górkę niemal metrowej wysokości czyli przenieśliśmy dobry metr sześcienny piasku. Jeśli kuliki się tego nie przestraszą, to może będą miały szansę. Bez tego - żadnej. Właściwie to już byłoby po lęgu bo woda podniosła się o kolejnych kilka centymetrów.
Zbudowaliśmy na szczycie góry gniazdo, ułożyliśmy jaja i jak najszybciej odpłynęliśmy.
Przez następne dni ze względu na wysoki poziom wody nie mieliśmy szansy zajrzeć na kulikową łachę. Kiedy zdołaliśmy tam dotrzeć ponownie po ptakach nie było ani śladu. Nasza góra była ale nie dało się ustalić czy coś pomogła i dokąd dochodziła woda.
Od znajomych ornitologów, dysponujących lepszym sprzętem pływackim, dowiedzieliśmy się później, że kuliki przeżyły. Nie przestraszyły się nowo powstałego wzgórza. Woda wzrosła jeszcze o jakieś pół metra i naszej konstrukcji nie zalała. Widzieli później parę razy jak kulik z młodymi biega po łasze...
Gniazdo kulika wielkiego na piasku - widziałem coś takiego raz w życiu . Nawet jest skromniejsze niż mewy czy rybitwy. |
Szef (szefowa)? przyszedł i robi swoje porządki. |
Wysiadywanie to fascynujące zajęcie. |
Gdy jeden ptak był zajęty "jajami", drugi spacerował sobie po pobliskich łachach... |
... i próbował znaleźć coś jadalnego. Za kulikiem widać stojące już w wodzie młode zarośla topolowe. |
Pamiętam jak zdębiałem na ich widok gdy po raz pierwszy je zobaczyłem :-) Fajne ptaki :-)
OdpowiedzUsuńPrawda... wyglądają i poruszają się jakby Matka Natura je dla jaj zrobiła :)
OdpowiedzUsuńI wyszedł niezamierzony kalambur jeszcze :)))
OdpowiedzUsuńA może faktycznie to dla jaj było? Nudziła się i... zrobiła kulika wielkiego? ;-))
OdpowiedzUsuńśliczny :P
OdpowiedzUsuńBrawo! Za zdjęcia i za ratunek :)
OdpowiedzUsuńFascynujące ptaki :-) Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńI pomyśleć, że dzięki Twojej interwencji/ingerencji nowe cztery długie dzioby będą upiększały ten krajobraz... Brawo! Jednak człowiek czasem w tej naturze się przydaje, a nie tylko niszczy. elmanie
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że mamy takie ptoki w Polsce :)
OdpowiedzUsuńKasia
Już wiem, co to są kuliki wielkie. Ale wiem też co oznacza okrzyk Krokodyla "Poposzę kiujika" Młody człowiek ma ochotę obejrzeć przygody Wilka i Zająca.
OdpowiedzUsuń