Pod wieczór pojawiły się chmury. Wrzuciłem sprzęt do samochodu i czekałem... W końcu postanowiłem jednak ruszyć. Najwyżej skończy się na... "rozpoznaniu w terenie". Po drodze pojawiło się jednak w chmurach na zachodzie małe okienko. Nadzieja wzrosła i dodałem gazu. Okienko zniknęło... Zdjąłem nogę z gazu.
Gdy dojechałem na upatrzone miejsce, coś się jeszcze raz w chmurach zakłębiło, rozbłysło czerwienią. Na kilkanaście minut najwyżej... Ale i tak zdążyłem przy fotografowaniu zmarznąć na kość. Mróz przekraczał dwadzieścia stopni. Do tego lekki wiaterek.
Zastanawiałem się jaka temperatura byłaby wtedy przy bezchmurnym niebie? Dwadzieścia pięć? Trzydzieści stopni na minusie? Wszak chmury działają jak kołderka i pod nią zazwyczaj jest cieplej.
Prawie wszystko zamarznięte. W oddali widać tylko fragment gdzie płynie główny nurt. I potem znowu lód aż po drugi brzeg |
Spiętrzenia kry przy brzegu... |
Poziom wody opadł o metr... lód przy brzegu popękał i utworzył ząbki :) |
Ostatnie zdjęcie wygląda nieziemsko.
OdpowiedzUsuń:-D
Usuń