W moich okolicach Wisła płynęła wtedy już pełnym korytem. Tylko jakieś spłachetki śniegu w zacienionych miejscach świadczyły, że zima oddaje właśnie świat we władanie wiośnie.
Zresztą nawet w środku zimy rzeka nie zamarzła cała. Zawsze pozostawał fragment wolny od lodu.
I wtedy dowiedziałem się od przyjaciela, że gdzieś za Wyszogrodem Wisła zamarzła cała.
Wyruszyłem więc na rekonesans. Ponad setka kilometrów nawinęła się na koła, gdy kawałek za Wyszogrodem skręciłem i dojechałem do brzegu. Wisła płynęła.... Wróciłem do szosy, przejechałem parę kilometrów... aż w końcu za trzecim czy czwartym razem zobaczyłem lód po horyzont.
Wracałem w te okolice kilka razy w różnych porach dnia. Kiedy przyjechałem ostatni raz, jakoś po tygodniu, woda płynęła równo i tylko resztki lodu topniały na brzegu...
Takie lodowe krajobrazy powodują u mnie zwidy. Założę się, że jeszcze przed chwilą było tu coś o kawałku podłogi. Czyżby ktoś sugerował, że po styczniu nadejdzie wiosna? O_o
OdpowiedzUsuńTakie zwidy to bardzo poważna sprawa... Może Krokodyle coś poradzą.
OdpowiedzUsuńTak na prawdę to system miał czkawkę. O podłodze jest tu: http://robertdejtrowski.blogspot.com/2011/05/moj-jest-ten-kawaek-podogi.html
Poprawiałem literówkę i się było łaskawe wstawić w dwa miejsca. Tam gdzie było... majowo i regulaminowe i jakiś fragment bez zdjęć dziś... wyrzuciłem ten dzisiejszy na zbity ekran :)
Lekko napisany tekst i dobre zdjęcia. Jakie to ważne, że znalazłeś swoją drogę dawno temu. w ten sposób zostaje się profesjonalistą. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń