Dawno, dawno temu na nie tak odległym Roztoczu trafiliśmy na stary kamieniołom. Stary, bo już od lat nieużytkowany i przerobiony na turystyczną atrakcję. Zrobiono tam spory parking, postawiono tablice z rozmaitymi informacjami i ciekawostkami, ba nawet wybudowano wieżę widokową. Można się tam wspiąć i obejrzeć sobie wszystko z góry. Wieżę zresztą bardzo pasującą do okolicy, bo zrobioną z miejscowego kamienia i drewna.
Jak już tu dojechaliśmy, to postanowiliśmy po kamieniołomie pobuszować. Krzyś zabrał swój młotek geologiczny i powiedział, że idzie szukać dinozaurów.
Sporo turystów kręciło się po okolicy. Trafiłem nawet na jakiegoś ślubnego fotografa, niedoświadczonego raczej, bo na miejsce sesji wybrał okolice... najbliższe parkingowi. Po cichu podpowiedziałem mu, że w dalszej części kamieniołomu połamane kamienie są znacznie bardziej widowiskowe.
Pomagałem jeszcze Krzysiowi szukać skamieniałości, malutkim kilofkiem stukaliśmy w kolejne kamienie.
I nagle usłyszałem nieodległą rozmowę. Dwie baby z autokaru... z pełną premedytacją piszę baby, bo ze względu na późniejsze wydarzenia, chyba pasuje to określenie.
- KAAAAAAZIK! - krzyczą i idą w stronę granicy kamieniołomu.
- Poczekajcie - to Kazik, ciszej trochę, jakby lekko zduszonym głosem i gdzieś zza krzaka.
- Kaaaaaaaazik! - baby idą dalej.
- No poczekajcie! - słychać konspiracyjny głośny szept Kazika.
- Kaaaaaaaazik! - baba numer jeden krzyczy na pełny głos.
- Poczekaj - coraz bardziej błagalny głos zza krzaków.
- Może robi kupę? - trochę ciszej mówi baba numer dwa.
- Kaaaaaaaazik! Załatwiasz się - pierwsza baba krzyczy pełnym głosem. Słychać ją w połowie kamieniołomu.
Kazik coś tam mruczy zmieszanym głosem...