Gdzieś miedzy Łowiczem a Maurzycami jest sobie mały stalowy mostek... Stoi kilkadziesiąt metrów obok Wielkiej Drogi i Wielkiego Mostu. Wielki Most jest tak zbudowany i wkomponowany w Wielką Drogę, że można śmignąć ponad rzeczką Słudwią, nawet go nie zauważając. I mało kto pewnie zwraca uwagę na niewielki mostek tuż obok. Mostek, który obecnie prowadzi znikąd i donikąd. Dlaczego tu jest? Kiedyś pewnie był przeprawą przez rzeczkę. Dlaczego nikt nie rozebrał go na złom kiedy budowano Wielką Drogę i Wielki Most? Tyle żelastwa się marnuje... Warszawscy złomiarze dostaliby ślinotoku.
Ba... na dodatek widać, że o ten mosteczek ktoś dba. Oczyści, pomaluje. Wszystko niemal pachnące świeżą farbą. Dlaczego?
Otóż ten niepozorny mosteczek jest pierwszym na świecie mostem... spawanym! Do tego czasu wszystkie tego typu konstrukcje były łączone nitami. Ci którzy widzieli Wieżę Eiffela z bliska wiedzą, że jest cała w "kropeczki". Spawanie zaś pozwoliło mocno ograniczyć wagę i zużycie materiału, wszak nawet do tak małego mostku potrzeba byłoby dodatkowych 14 ton nitów! Tak, tak... obecnie waży zaledwie 56 ton zaś pierwotny projekt opiewał na siedemdziesięciotonową nitowaną budowlę.
Na pomysł spawania zamiast nitowania wpadł nasz człowiek z Mazowsza - profesor Politechniki Warszawskiej - inżynier Stefan Bryła. Wspólnie ze współpracownikami przeprojektował pierwotnie nitowaną konstrukcję i w 1929 roku powstał pionierski most. Bardzo szybko technika ta przyjęła się na całym świecie. Natomiast w Polsce... przez długie lata mostek był... jedyny. Służył dzielnie przez wiele lat. W 1977 roku w czasie remontu drogi zbudowano nowy, większy most zaś stary przesunięto i pozostawiano na pamiątkę.
PS. No i wygląda na to, że pożaru nie musi się obawiać wcale...